Andrzej Szewczyk, prezes Artegence
Prawie osiem lat temu przeprowadziliśmy się do dzielnicy Warszawy zwanej dziś potocznie Mordorem.
Kiedy podjęliśmy tę decyzję, nazwa ta nie istniała, a przynajmniej nie była kojarzona z tym obszarem.
Obecnie biuro mieści do 100 000 pracowników. Jest zabudowana biurowcami, nie ma budynków mieszkalnych, a nocą jest prawie martwa. Cieszymy się jednak, że nasza siedziba znajduje się na jego obrzeżach, a korki są zazwyczaj znośne.
W Artegence mamy wyjątkową mieszankę ludzi z wieloma talentami. Niektóre specjalizacje wymagają ciszy i spokoju. Dobrym przykładem są programiści rozwiązujący problemy z kodem. Oczywiście są też inni specjaliści, dla których mówienie jest pracą, na przykład osoby odpowiedzialne za zarządzanie projektami i koledzy z działu obsługi klienta. Nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego w 2010 roku zdecydowaliśmy się zaprojektować przestrzeń biurową spełniającą wszystkie (czasem sprzeczne) wymagania. Część piętra stanowiła przestrzeń biurowa, część biura została podzielona na mniejsze pokoje. Pierwszy był lepszy do wymiany pomysłów, drugi był dobry do koncentracji. Minęło osiem lat.
Osiem lat! To brzmi jak starożytna era! Stoimy w obliczu całkowitego remontu przestrzeni, którą dysponujemy. Nie zamierzamy zmieniać aranżacji całego piętra. Myślimy raczej o wrzuceniu kilku granatów do starego i zbudowaniu czegoś naprawdę dobrego i eleganckiego.
Wszystkie decyzje zostały podjęte. Remont ma się rozpocząć w najbliższych tygodniach. Pozwólcie jednak, że podzielę się kilkoma uwagami na temat fuck-upów w poprzednim projekcie. Wybrałem tylko trzy z długiej listy.
Nie sądziliśmy, że biuro na otwartym planie jest tym, czego potrzebujemy. Gdybyśmy to zrobili, zwiększyłoby to komunikację między współpracownikami i pozwoliło im się przemieszczać. Zespół projektowy powinien siedzieć razem, a ta więź jest znacznie silniejsza niż przynależność do konkretnego działu. Oczywiście koledzy wędrowali po biurze i w ciągu ostatnich lat wielokrotnie zmieniali miejsca. Ale projekt biura nie sprzyjał bliskiej współpracy między nami. Zamiast uniwersalnych modułów, które można dostosować do różnych celów, mieliśmy – jako przykład – pokój zbudowany dla części zaplecza zajmowanej przez jeden z naszych zespołów scrumowych.
Wszystkie firmy potrzebują sal konferencyjnych i nie jesteśmy wyjątkiem. Hosting klientów i wewnętrznych spotkań jest istotną częścią biznesu. Mieliśmy więc kilka ładnie wyglądających pokoi, gotowych na przyjęcie ludzi z zewnątrz. Cierpieliśmy jednak na brak miejsca na bardziej nieformalne spotkania, niekoniecznie zlokalizowane przy kuchni. Kiedy dwóch lub trzech z nas szukało oddzielnej przestrzeni, liczba opcji była, powiedzmy, niezbyt imponująca. Spędziliśmy w tej przestrzeni większość naszego życia. Mając biuro, które wyglądało naprawdę nowocześnie – dużo szklanych ścian, pięknie zaprojektowane lampy, designerskie meble – zapomnieliśmy o roślinach.
Teraz jesteśmy świadomi, że mają one ogromny wpływ na nasze samopoczucie i sprawiają, że przestrzeń staje się mniej sterylna. Granaty zostały więc zamówione. Jesteśmy podekscytowani nowymi planami. Zobaczymy, do jakich wniosków dojdziemy w ciągu najbliższych kilku lat.