Daria Romanowska, Strategy planner

Dla tych starszych z nas “Będę grał w grę”, “Ale urwał’ czy “Jestem hardkorem” to niezaprzeczalne klasyki Internetu.

Dla młodszych najpewniej będą to tiktoki tworzone przez rozprawiającego się z “lifehackami” Khaby Lame’go oraz “Piękna i Długa Reklama” wszyscy wiemy czego. Virale – bo o nich mowa – to filmiki, które tylko za sprawą swojej błyskotliwości (lub jej totalnego braku) rozchodzą się po Sieci szybciej niż świeże bułeczki w osiedlowym sklepie. Ile razy zdarzało Ci się podesłać śmieszne wideo do znajomego albo dostać od niego mema? Tak właśnie działa viral, a jeśli dorzucimy do niego Twoją markę, to stworzymy viral marketing, czyli niemal darmowy zasięg, za który niejeden marketingowiec dałby się pokroić.

Marketing

Być może pamiętasz kampanię marki Reserved, do której zaangażowana została nie tylko piękna cudzoziemka Dee Dee szukająca chłopaka z Polski, ale w zasadzie cała Polska. Apel o pomoc w znalezieniu Wojtka, czyli potencjalnej miłości i prośba o udostępnianie wideo były wystarczająco rozczulające, by poruszyć serca wielu – jak się później okazało – naiwnych Internautów. I chociaż zasięg najpewniej był więcej niż imponujący, to sentyment do samej marki pozostał negatywny. Czy w marketingu zasada „nieważne jak mówią, ważne by mówili” się sprawdza? Spróbuj samodzielnie odpowiedzieć sobie na to pytanie.

I o ile marka tak duża, jak Reserved poradziła sobie z kryzysem, to podobna sprawa wydarzyła się marce osobistej, jaką jest Łukasz Jakóbiak, niegdyś prowadzący popularny kanał na YouTube „20m2 Łukasza”. Krytyka, jaka spadła na niego przez wizualizację wywiadu z amerykańską dziennikarką i prezenterką telewizyjną Ellen DeGeneres, sprawiła, że na dłuższy czas zniknął z Internetu. Co więcej – jego kanał nigdy nie wrócił już do popularności sprzed zamieszania. Pisząc to, zastanawiam się także, co stało się większym viralem – stworzony przez twórcę hashtag #LucasonEllen czy sama informacja, że wszystko to było jedną wielką mistyfikacją. Ups.

Zacznijmy od największego klasyka i produkcji, na które rok w rok czekamy z utęsknieniem w okolicach grudnia. I chociaż zawsze uderzają w czułą strunę i robią wszystko, by wycisnąć z nas choćby najmniejszą łzę, jednego nie można im zarzucić – rozchodzą się po Internecie w błyskawicznym tempie. Mowa oczywiście o Świątecznych Reklamach Allegro, które (miejmy nadzieję) na stałe weszły do reklamowego kalendarza wydarzeń. Zresztą liczby mówią same za siebie. Jedna z lepszych odsłon, czyli „English for beginners”, zebrała niemal 20 mln wyświetleń.

Jak się okazuje, wpadki potrafią mieć viralowy potencjał i tylko od dystansu marki oraz refleksu współpracującej z nią agencji zależy, czy ten potencjał zostanie wykorzystany. Tak było w przypadku mBanku, który w ramach testu rozesłał wiadomości push do wszystkich użytkowników aplikacji bankowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie treść zawarta w wiadomościach. Błąd został szybko wyłapany przez internautów, a w sieci pojawił się wysyp postów na ten temat. Co na to mBank? Zmienił swoje zdjęcie profilowe na zawierające jedną z wiadomości o treści „ąęśąćż”. Zabawne, z dystansem i poczuciem humoru. W punkt.

Na czym polega marketing wirusowy i jego sukces?

Jak wyczuć cienką granicę między potencjałem na viral a potencjałem na skandal? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem. Są natomiast składowe, które do sukcesu mogą przybliżyć.

Wiemy na pewno, że główną przyczyną, dla której użytkownicy Internetu rozsyłają sobie treści, są emocje. To nimi chcemy się dzielić. Niezależnie, czy budzące w nas radość, smutek, czy nawet strach – ważne, że dają do myślenia i są polem do rozwinięcia dyskusji w gronie najbliższych lub dalszych znajomych i nieznajomych z Internetu. Warto zadbać również o to, żeby nasze działania były zaskakujące i unikalne. Tak, by naszej komunikacji nie dało się przeoczyć i aby były naszym wyróżnikiem na tle rynku. W skrócie: nie spodziewam się virala po rzeczach spodziewanych.

Podsumowanie

Opisany wyżej rodzaj marketingu to naprawdę ciężki kawałek chleba. Ciężki, ale nie aż tak, by nie dało się go udźwignąć. Mimo, że viral bywa mieczem obusiecznym, to w rękach doświadczonej agencji potrafi ociosać skrojoną na miarę kampanię wirusową. Bo najszybciej uczymy się na błędach. W Artegence mówimy, że lepiej nie uczyć się na tych własnych.

Zróbmy razem świetny projekt